środa, 4 lutego 2009

Pierwszy śnieg.

Jak widać, wciąż eksperymentuję z serwisami blogowymi.
Napisane pod wpływem tego i Jui'ego samego w sobie. Bo czy ktokolwiek zaprzeczy jego cudowności?


Rzeczy, które kochałem, sam nie wiem kiedy, przeciekły mi przez palce. Niewinnie muskając wierzch dłoni, jak płatki stokrotek, jak ziarnka piasku, porwane przez wiatr.
Być może to nie tak miało być. Modliłem się do Boga o miłość, a pojawiłeś się ty. Nie wiedziałem czy to znak, czy przeznaczenie.
C h c i a ł e m cię kochać, bez względu na twój wygląd, na twoją płeć, na twój charakter i twoje przyzwyczajenia. Lubiłem, kiedy drapałeś się po nosie, wypowiadając kolejne kłamstwa, jak oblizywałeś wargi, ukrywając prawdę. Znałem cię. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało. Właściwie nawet nie patrzyłem na zegarek, kiedy wychodziłeś i nie czekałem, aż wrócisz. Mieliśmy osobne sypialnie, tłumacząc to potrzebą swobody i własnego kąta. Jedyne co dzieliliśmy to salon i kuchnia, w których zwykle mijaliśmy się w drodze do pracy.
To też nie było bolesne, nawet wygodne. Zawsze mogłem się tobą wykręcić, kiedy ludzie wchodzili mi na głowę. Nie mam czasu, mieszkam z kimś, mam kogoś. Później przestali pytać. Wiedzieli, że prócz ciebie nikt nie ma do mnie dostępu. Ty z tego nie korzystałeś. Nie wiem czy po prostu nie ciekawiła cię moja osobowość, czy to ty byłeś dla mnie zbyt złożoną postacią, bym mógł z tobą swobodnie porozmawiać.
Jest wiele rzeczy, które chciałbym ci teraz powiedzieć. Teraz, kiedy rzeczy, które kochałem spłynęły gdzieś w dół rzeki, mieszając się z namiętnościami innych.
Lubiłem twój dotyk.
Twój głos mnie uspokajał.
Zawsze zostawiałem otwarte drzwi sypialni, kiedy kładłem się spać, a ciebie jeszcze nie było.
Twoje kanapki były o wiele lepsze, niż moje.
Miałeś lepszy gust jeśli chodzi o filmy.
Używałem twoich perfum, by być choć trochę taki jak ty.
Popołudniami, kiedy byłeś w pracy, nieraz zakradałem się do twojej sypialni i oddychałem twoim powietrzem.
Czekam, aż znów nastanie wiosna. Być może wybierzemy się jeszcze kiedyś wspólnie na łąkę. Być może poczuje pod palcami delikatne stokrotki, które przypomną mi o rzeczach, o których zbyt szybko zapominam.
A później znów tak jak teraz, będę tkwić w oknie, spoglądając na pierwsze płatki śniegu, opadające na ulice, ginące w zgiełku.
Wiele czasu minie nim znów zatańczą w powietrzu.

1 komentarz:

  1. Słucham dołującej muzy, czytam Twojego ficka i tak mi niezbyt wesoło. Nie powinnaś tak panować nad emocjami czytelnika, wiesz? Chociaż w sumie... To chyba dobrze, że potrafisz wywołać to wszystko.
    A stokrotki... Lubię je :)

    OdpowiedzUsuń